Oprócz różnych rodzajów magazynków trzydziestonabojowych, do 7,62 mm karabinków Kałasznikowa opracowano i produkowano także magazynki o zmniejszonej pojemności. W dzisiejszym, ostatnim odcinku cyklu, opisujemy trzy wybrane reprezentacyjne przykłady.
Pierwszy z nich, to magazynek skonstruowany dla wyspecjalizowanych karabinków-granatników. Tu pionierem był nasz kraj – w ramach Układu Warszawskiego to właśnie Wojsko Polskie było prekursorem użycia karabinków rodziny AK do wystrzeliwania granatów nasadkowych. Można przypuszczać, że wzorowano się na ówczesnych rozwiązaniach wojsk zachodnioniemieckich oraz izraelskich, które traktowały granaty nasadkowe jako ważny element wzmocnienia siły ognia drużyny piechoty – przy czym w przypadku Bundeswehry nacisk kładziono na obronę przeciwpancerną, a w przypadku Sił Obronnych Izraela na możliwość zwalczania piechoty przeciwnika ukrytej za osłonami.
Tu pojawił się jednak pewien problem. Używane w obu wymienionych krajach karabiny – odpowiednio Heckler & Koch G3 oraz FN FAL „Romat” – były przystosowane konstrukcyjnie do miotania granatów nasadkowych, natomiast wprowadzony do LWP karabinek Kałasznikowa zupełnie się do tego nie nadawał, dlatego też inżynierowie z Radomia musieli opracować jego wyspecjalizowany wariant. Tak pojawił się karabinek–granatnik wz. 1960, który oprócz strzelania normalną amunicją bojową, mógł wystrzeliwać granaty nasadkowe: odłamkowe, przeciwpancerne lub dymne. Do miotania granatów należało używać specjalnej amunicji – nabojów UNM („Uniwersalny Nabój Miotający”), konstrukcyjnie będących nabojami ślepymi, ale elaborowanymi nieco większym ładunkiem prochu (aby uniknąć pomyłek ich wierzchołki malowano na biało).
Ponieważ wystrzelenie granatu przy użyciu naboju ostrego mogło mieć tragiczne skutki dla strzelca, dla karabinków-granatników wz. 60 opracowano magazynki specjalne o pojemności zmniejszonej do 10 nabojów, przy czym magazynki te dawało się załadować wyłącznie nabojami UNM. W praktyce strzelec karabinka-granatnika używał zatem – w miarę potrzeb – albo trzydziestonabojowych magazynków załadowanych „normalną” ostrą amunicją, albo (do miotania granatów) podpinał krótki magazynek.
Spośród krajów Układu Warszawskiego, śladem Polski poszły jedynie Węgry, opracowując własną konstrukcję karabinka-granatnika. Zbudowano go na bazie lokalnie produkowanego karabinka AMD-65 (węgierskiego klonu AKMS) i oznaczono AMP-69 („Autómata Módosított Puskagránátos”). Podobnie, jak Polacy, również Węgrzy opracowali swoją wersję skróconego magazynka, ale o pojemności 5 nabojów (także i do tego magazynka nie dawało się omyłkowo załadować amunicji ostrej). Magazynki te produkowano w zakładach FEG w Budapeszcie w latach 1969 – 1985. Jeden z nich przedstawiono na zdjęciach poniżej.
Wspomniany wyżej węgierski karabinek AMD-65 został zaprojektowany w połowie lat sześćdziesiątych dla wojsk powietrzno-desantowych (stąd nazwa AMD będąca skrótem od „Automata Módosított Deszantfegyver”) i do czasu pojawienia się AKS-74U, był najkrótszą wersją popularnego „Kałacha”. Do broni tej opracowano także skrócone stalowe magazynki o pojemności 20 nabojów, nazwane „oficerskimi” lub „magazynkami dla czołgistów”. Czyniły one broń dużo poręczniejszą, zwłaszcza kiedy przychodziło operować nią w ciasnych wnętrzach pojazdów, ponadto dużo łatwiej się je wymieniało (AMD-65 miał przedni chwyt pistoletowy zamiast klasycznego podłużnego łoża i chwyt ten czasami zawadzał przy wymianie magazynka trzydziestonabojowego). Podobnie jak w przypadku magazynków do AMP-69, także i w tym przypadku producentem była firma FEG i te magazynki także nie nosiły żadnych znaków producenta.
Co ciekawe (wbrew spotykanym czasami informacjom), dla Armii Radzieckiej nigdy nie produkowano magazynków do 7,62 mm karabinków Kałasznikowa o pojemności mniejszej niż 30 nabojów.
Zdjęcia poniżej przedstawiają węgierski magazynek dwudziestonabojowy do AMD-65.
Geneza trzeciego z prezentowanych dzisiaj magazynków jest zupełnie inna niż dwóch poprzednich i wiąże się z… polityką wewnętrzną rządu Stanów Zjednoczonych. W ramach walki z przestępczością zorganizowaną oraz terroryzmem, prezydent Bill Clinton podpisał w roku 1994 akt zabraniający produkcji, importu oraz sprzedawania na potrzeby rynku cywilnego „broni szturmowej” (czyli w uproszczeniu – automatycznej broni strzeleckiej). Oczywiście ów akt odpowiednio definiował pojęcie „broni szturmowej”, a jednym z kryteriów zaliczenia broni długiej do tej kategorii, była pojemność magazynka przekraczająca 10 nabojów.
Jak można było oczekiwać, nowe prawo spowodowało rozkwit produkcji oraz importu rozmaitych dziwolągów, które mniej lub bardziej skutecznie usiłowały obejść pojęcia określone we wspomnianych definicjach. Lawinowo wzrosło także zapotrzebowanie na dziesięcionabojowe magazynki, a ponieważ karabinki Kałasznikowa i ich pochodne były całkiem popularne na amerykańskim rynku, nic dziwnego, że różni producenci zaczęli szukać tam dla siebie nowych obszarów robienia biznesu.
Tu akurat świetnie powiodło się Bułgarom. Dziesięcionabojowe polimerowe magazynki z firmy „ISD Bulgaria” z Sofii, zyskały wśród użytkowników zza oceanu bardzo pochlebne opinie. Były lekkie i niezawodne, powszechnie chwalono ich wysoką jakość, a co najciekawsze – ich rzeczywista pojemność była nieco wyższa od nominalnej. Można w nich było, bez szkody dla funkcjonowania sprężyny donośnika, upchać nawet 12 nabojów, co niby nie robiło wielkiej różnicy, ale użytkownikom najwyraźniej sprawiała satysfakcję sama możliwość „zagranie na nosie” władzom…
Co ciekawe, nie do końca wiadomo, kto był (i jest) rzeczywistym producentem tych magazynków. Firma „ISD Bulgaria” jest przedsiębiorstwem handlowym i z pewnością podzleca ich wykonanie. Naturalnym partnerem wydawałby się „JSC Arsenał” z Kazanłaku (największy bułgarski producent broni palnej, dawna słynna „dziesiątka w podwójnym okręgu”), ale znaki na magazynkach nie są ani logotypem ISD, ani też nie odpowiadają wspólczesnemu znakowaniu wyrobów z JSC Arsenal.
Na tym kończy się cykl sześciu krótkich artykułów o magazynkach do 7,62 mm karabinków systemu Kałasznikowa. Magazynki pod nabój 5,45 mm stanowią osobny temat-rzekę, który na razie czeka na swoją kolejkę.