Żadna szanująca się publikacja o karabinach SMLE Mk III / III* nie może obyć się bez wzmianki o rekordzie, ustanowionym w roku 1914 na strzelnicy Hythe, a wynoszącym 38 celnych strzałów na odległość 300 jardów (ok. 270 metrów) w czasie jednej „szalonej minuty”. Jako, że z rekordem tym wiąże się wiele kontrowersji, warto przyjrzeć mu się bliżej i spróbować wyjaśnić związane z nim nieporozumienia.
Przede wszystkim, wspomniana „szalona minuta” („Mad Minute”) nie była jakąś dziką palbą, tylko formalnym elementem szkolenia ogniowego brytyjskiego piechura. Jej oficjalna nazwa to „Practice number 22, Rapid Fire”, a jej warunki i przebieg były ściśle określone w przepisach („The Musketry Regulations. Part I”). Oczekiwanym rezultatem była umiejętność oddania 15 celnych strzałów z 300 jardów w ciągu 60 sekund do tarczy „2nd Class Figure Target”, przy czym za celne trafienie uznawano każde, które mieściło się w okręgu o średnicy 36 cali (ok. 91,5 cm). Umieszczenie wszystkich trafień w obrębie kręgu wewnętrznego o średnicy 24 cali (ok. 61 cm) było uznawane za rezultat wyróżniający.
Oczywiście dla instruktorów z Hythe School of Musketry osiąganie takich wyników było „bułką z masłem”. Z kolei ważnym elementem szkoleń, jakie prowadzili, było pokazywanie żołnierzom, że rezultat jakiego się od nich wymaga, leży w zasięgu ich możliwości, a wręcz nawet nie jest wcale niczym nadzwyczajnym – dlatego często i chętnie demonstrowali im swoje umiejętności. Niejednokrotnie także prezentowali szybki i celny ogień przed grupami oficerów – aby uzmysłowić im możliwości współczesnej broni w rękach dobrze wyszkolonych strzelców i dać materiał do przemyśleń nad taktyką.
Przy jednej z takich okazji, w roku 1908 sierżant Jesse Wallingford ustanowił nieoficjalny rekord Hythe, uzyskując 36 celnych trafień z karabinu SMLE Mk III w warunkach „szalonej minuty”. Nawiasem mówiąc, dokładnie w tym samym roku Wallingford zdobył dla Wielkiej Brytanii medal Igrzysk Olimpijskich w strzelectwie (poza tym sześciokrotnie zdobył mistrzostwo Imperium Brytyjskiego w strzelaniu z karabinu, a w roku 1915 już jako oficer został odznaczony Military Cross za kluczowy udział w odparciu tureckiego szturmu pod Gaba Tepe, podczas walk na półwyspie Gallipoli).
Sześć lat później, w roku 1914 inny instruktor z Hythe, sierżant Frank Snoxell osiągnął jeszcze lepszy wynik „szalonej minuty”, uzyskując 38 trafień – i jest to do dzisiaj niepobity rekord szybkiego i celnego ognia w kategorii standardowych wojskowych karabinów powtarzalnych. Ponieważ jednak w wielu publikacjach jego personalia podawano błędnie jako „Alfred Snoxall”, stąd przez wiele lat trwały dyskusje, czy taka osoba w ogóle istniała i dopiero w roku 2015 (!) kwestia ta została jednoznacznie wyjaśniona po opublikowaniu wojskowych dokumentów personalnych Snoxella przechowywanych w National Archives. Zgodnie z nimi, Snoxell, sierżant pułku 1st Loyal North Lancashire, był w latach 1913-1917 instruktorem szkoły w Hythe, a w roku 1917 został promowany na oficera i wysłany do Francji. Trzy lata po zakończeniu I wojny światowej odszedł z wojska w stopniu majora. Informacje o rekordach Snoxella i Wallingforda zostały podane po raz pierwszy w książce C. H. B. Pridhama „Superiority of Fire”, swego czasu także instruktora w Hythe i świadka wydarzeń. Pridham zresztą wspomniał o nich jedynie mimochodem, traktując je jako ilustrację poziomu prezentowanego przez kadrę ośrodka i nie przywiązując do nich specjalnej wagi.
W praktyce zaś, zetknięcie się ze strzelcami British Army uzbrojonymi w SMLE bywało dla przeciwnika traumatycznym przeżyciem. Podczas bitwy o Mons (sierpień 1914) atakujące fale niemieckiej piechoty zostały dosłownie rozstrzelane w ciągu niewielu minut (Niemcy uważali potem przez wiele lat, że obrońcy dysponowali znaczną liczbą karabinów maszynowych, podczas gdy w rzeczywistości nie było tam wówczas ani jednego…). W listopadzie tego samego roku, przebieg innego starcia (pierwszej bitwy o Ypres), w którym brytyjskie pozycje były bezskutecznie szturmowane przez kolejne niemieckie bataliony złożone z młodych i pełnych entuzjazmu ochotników, został przez samych żołnierzy kajzera Wilhelma nazwany „rzezią niewiniątek” („Kindermord bei Ypern”)…
A co było potem? Potem karabiny SMLE służyły jeszcze przez blisko 40 lat, dobrze wspominane przez użytkowników, a z niechętnym szacunkiem przez wrogów. Co ciekawe, alianccy żołnierze, którzy podczas II wojny światowej mieli możliwość decydowania o swoim uzbrojeniu (jak np. Australijczycy), często woleli „stare” SMLE, niż ich następców – „Rifle No. 4”. Ale o tym już w kolejnym artykule, poświęconym właśnie „Karabinom numer 4”.