W roku 1943 wojska brytyjskie zgłosiły zapotrzebowanie na lżejszą i krótszą wersję karabinu Lee-Enfield „Rifle No. 4” przeznaczoną dla jednostek służących w południowo-wschodniej Azji. Uznano, że karabiny „No. 4” są zbyt długie i nieporęczne do działań w gęstych zaroślach, a przy okazji użytkownikom zależało na maksymalnym „odchudzeniu” broni. Dosłownie każdy przyoszczędzony gram był cenny, gdyż w realiach walk z Japończykami na wschodzie Indii i w Birmie, służby zaopatrzenia działały dość słabo (co było spowodowane koszmarnymi warunkami transportu), więc żołnierze musieli nosić przy sobie znacznie większe zapasy amunicji, żywności, a zwłaszcza wody pitnej niż ich koledzy walczący w Płn. Afryce czy w Europie.
Równocześnie nowo powstające wojska powietrzno-desantowe także poszukiwały broni lekkiej i krótkiej, chociaż w tym przypadku pomysły szły raczej w kierunku prostej modyfikacji karabinów „No. 4” poprzez wyposażenie ich w składane kolby.
Dość szybko okazało się, że możliwe jest opracowanie takiej konstrukcji , która będzie odpowiadać wymaganiom wszystkich zainteresowanych. Tak w roku 1944 pojawił się nowy Lee-Enfield nazwany „Rifle No. 5”. Był wyraźnie krótszy i o cały kilogram lżejszy niż „No. 4”, ale strzelał nadal takim samym standardowym nabojem 0.303 cala. To, przy krótszej lufie, dawało dość potężny płomień wylotowy i powodowało spadek celności na dystansie ponad 500 m. Z tym pierwszym problemem poradzono sobie montując stożkowy tłumik płomienia, a z drugim po prostu się pogodzono, gdyż w lasach tropikalnych i tak rzadko cokolwiek dawało się zobaczyć (nie mówiąc już o trafieniu) na większą odległość.
Tak przy okazji – w ogóle dość ciekawie rozwiązano problem celownika nowego karabinu. Z jednej strony zachowano tradycyjny celownik ramkowy, umożliwiający dość precyzyjne strzelanie na większe dystanse, ale z drugiej – po złożeniu tego celownika (aby np. nie zawadzał podczas marszu), dostępny stawał się uproszczony celownik przeziernikowy, który w razie nagłej konieczności umożliwiał szybkie wymierzenie na ok. 200 jardów i oddanie strzału, bez tracenia cennych sekund na podniesienie i nastawienie celownika zasadniczego.
Mniejsza masa broni powodowała też silniejsze „kopnięcie” przy strzale, przez co konieczne stało się dodanie na kolbie stopki amortyzującej wykonanej z grubej gumy. Spadochroniarze musieli się także pogodzić z brakiem kolby składanej, co zresztą przyszło im bez żalu, bo nowa broń i tak zapowiadała się całkiem obiecująco.
Wspomniany pokaźny tłumik wymusił także konieczność opracowania nowego wzoru bagnetu, gdyż dotychczasowych typów nie było teraz jak zamocować. Przy okazji rozsądnie powrócono do bagnetu z ostrzem typu nożowego, w miejsce dotychczasowego, nazbyt wyspecjalizowanego i mało praktycznego „gwoździa”. Co ciekawe, charakterystyczny kształt nowego ostrza, wzorowany na nożu traperskim „Bowie-knife”, stał się wzorcem dla wszystkich kolejnych brytyjskich bagnetów, a także inspiracją dla wielu bagnetów w innych krajach (m. in. dla radzieckich 6H3 i 6H4).
Pierwszą jednostką, którą przezbrojono w nową broń, była 1 Dywizja Powietrznodesantowa [1st Airborne Division]. Według niektórych publikacji pewna liczba karabinów „No. 5” znalazła się w tej Dywizji jeszcze przed operacją „Market-Garden”, czyli do połowy września 1944. W większej liczbie natomiast otrzymano je na przełomie 1944 – 45, podczas odtwarzania jednostki po tej katastrofalnej bitwie, w której straciła prawie 80% składu osobowego. W maju 1945 Dywizję wysłano do Norwegii (operacja „Doomsday”), gdzie nadzorowała kapitulację wojsk niemieckich i pełniła funkcje okupacyjne do czasu powrotu z emigracji króla Haakona VII i prawowitych władz tego kraju.
Wiosną 1945 nowe „Rifle No. 5” trafiły także do żołnierzy 49 i 53 Dywizji Piechoty wchodzących w skład Czternastej Armii generała Williama Slima, walczącej z Japończykami na froncie birmańskim. Po II wojnie światowej zaś, Brytyjczycy używali tych karabinów m. in. podczas walk z komunistyczną partyzantką na Malajach (1948 – 1960) i powstania Mau-Mau w Kenii (1952 – 1960). To właśnie podczas kampanii malajskiej broń zyskała nieoficjalną nazwę „Jungle Carbine”, którą później spopularyzowano marketingowo wśród użytkowników cywilnych przy sprzedawaniu karabinów z demobilu.
Karabiny „No. 5” produkowano od marca 1944 do grudnia 1947 w dwóch wytwórniach: Royal Ordnance Factory [ROF] Fazakerley (gdzie powstało ok 170 000 egzemplarzy) oraz Birmingham Small Arms Factory (87 000 egzemplarzy). Rozważane było wprowadzenie ich jako przepisowego karabinu dla całej British Army (w miejsce „Rifle No. 1” czyli SMLE oraz „Rifle No. 4”), ale ostatecznie zdecydowano się postawić na broń i amunicję nowej generacji – samopowtarzalne karabiny EM-1 oraz EM-2 kalibru 7 mm.
W roku 1947 zmieniono zatem kurs o 180 stopni i karabin „No. 5” został oficjalnie uznany za broń nie spełniającą wymogów sił zbrojnych. Koronną wadą miał być „wędrujący środek rozrzutu”, co dość powszechnie uważa się za wyolbrzymiony pretekst do wycofania broni (z perspektywy czasu zarzut był faktycznie dyskusyjny, jako że egzemplarze, które po wojnie znalazły się na rynku cywilnym, były cenione przez myśliwych i amatorów strzelectwa właśnie za celność i dobre skupienie). W jednostkach służących poza Wyspami Brytyjskimi „Rifle No. 5” utrzymał się jednak na wyposażeniu aż do końca lat pięćdziesiątych, a skądinąd świetne karabiny EM-1 / EM-2 które miały go zastąpić, nigdy nie weszły do masowej produkcji i użycia w wojsku (co zresztą było klasycznym przykładem „zwycięstwa” polityki nad zdrowym rozsądkiem). Ostatecznie po wielu perturbacjach, siły zbrojne Wielkiej Brytanii otrzymały w roku 1957 inną znakomitą broń – karabiny samopowtarzalne L1A1 (licencyjne belgijskie FN FAL).