„Gitara Mołotowa” czyli parę mniej znanych ciekawostek o bardzo znanej broni

      Możliwość komentowania „Gitara Mołotowa” czyli parę mniej znanych ciekawostek o bardzo znanej broni została wyłączona

Pistolety maszynowe PPSz i ich charakterystyczne bębnowe magazynki znalazły poczesne miejsce wśród wojennych symboli Armii Czerwonej, chociaż zaledwie kilka lat wcześniej jej dowódcy mieli tę broń w pogardzie i to chyba jeszcze większej niż generalicja brytyjska, chociaż z zupełnie innych powodów. Po prostu, w ówczesnej ocenie „czerwonych dowódców” uzbrojenie prostych sołdatów w taką broń nie przyniosłoby żadnego pożytku, za to doprowadziłoby do marnowania amunicji na gigantyczną skalę.

Co prawda w roku 1934 Wasilij Diegtiariew skonstruował całkiem przyzwoity pistolet maszynowy PPD, który nawet przyjęto do uzbrojenia, ale w ciągu kilku lat wyprodukowano ich zaledwie nieco ponad 4 tysiące sztuk, co w radzieckiej skali było liczbą mikroskopijną Pistolety maszynowe Diegtiariewa przeznaczono przede wszystkim dla jednostek elitarnych – głównie Wojsk Ochrony Pogranicza oraz oddziałów pacyfikacyjnych i konwojowych Wojsk Wewnętrznych podległych resortowi bezpieki, ale i tak na początku 1939 roku zdjęto je z produkcji, uznając za… broń nieprzydatną i nieperspektywiczną (!).
Już kilka miesięcy później decydenci uświadomili sobie ogrom popełnionej pomyłki. Podczas radziecko-fińskiej „wojny zimowej” (która wybuchła pod koniec 1939) okazało się, że fińskie pistolety maszynowe Suomi Kp/-31 są bronią, której Armia Czerwona nie potrafi przeciwstawić niczego podobnego. W te pędy przywrócono więc do produkcji PPD, których teraz w ciągu jednego roku wyprodukowano 80 tysięcy (czyli dwudziestokrotnie więcej niż łącznie przez poprzednie 5 lat) i w wersji PPD-40 wyposażono w pojemne magazynki bębnowe, „żywcem” skopiowane z fińskich (zob. artykuł: Jak „rumpu” stał się „barabanem”).

Front stalingradzki, lipiec 1942 i młodszy sierżant gwardii Piotr Osipowicz Bołoto ze swoja „Pepeszą”. Powszechnie znana była skłonność czerwonoarmistów do kolekcjonowania zegarków, ale po co żołnierzowi dwa pasy główne?… Zdjęcie wykonał fotograf wojenny Wiktor Tiemin, kolorowanie współczesne.

W tym samym okresie, najwyższe władze ZSRR (czyli tak naprawdę Stalin) powzięły ambitny zamiar gruntownej modernizacji wojska i wyposażenia go w broń nowej generacji. Wiązało się to z przygotowaniami ZSRR do planowanej wielkiej inwazji na Europę. Wyciągnięto też wnioski z „małych wojen” lat 1939-40 (zwłaszcza wojny z Finlandią) i ostatecznie potwierdzono rolę i miejsce pistoletu maszynowego w systemie broni piechoty.
Takie było tło serii konkursów na nową broń strzelecką dla Armii Czerwonej, w tym na następcę PPD.


„PPSz” kontra „PPSz”…
Pistolet maszynowy Diegtiariewa (PPD) miał bowiem jedną podstawową wadę – wymagał sporego nakładu pracy na wyprodukowanie jednego egzemplarza, gdyż większość jego elementów wymagała drogiej i pracochłonnej obróbki skrawaniem, a potrzeby wojska szacowano tym razem w milionach sztuk. Sam konstruktor przystąpił oczywiście do nowego konkursu, ale nie zdołał zakwalifikować się do finałowej dwójki, którą tworzyły pistolety maszynowe Gieorgija S. Szpagina oraz Borysa G. Szpitalnego. W tym miejscu warto zauważyć, że który z nich by nie wygrał, zostałby przyjęty do uzbrojenia jako „PPSz” („Pistolet-Pulemiot Szpagina” albo „Pistolet-Pulemiot Szpitalnego”)…
Szpitalny, stojący na czele Biura Konstrukcyjnego OKB-15 w tym czasie był już uznanym konstruktorem broni, specjalizującym się w szybkostrzelnych lotniczych karabinach maszynowych (np. 7,62 mm SzKAS) i działkach (np. 20 mm SzWAK). Jego projekt pistoletu maszynowego wyraźnie czerpał z tych doświadczeń i pod względem charakterystyk prowadzenia ognia (celność, skupienie, szybkostrzelność) nie miał sobie równych wśród konkurencji. Opracowano do niego magazynki o pojemności aż 97 nabojów, konstrukcyjnie bardziej przypominającej amerykańskie bębny do Thompsonów, niż fińskie do Suomi.

Borys G. Szpitalny i jego pistolet maszynowy z roku 1940. Fot. https://warspot.ru

Broń Szpitalnego miała jednak pewne istotne wady i to wywodzące się dokładnie z tych samych doświadczeń konstruktora. Przede wszystkim była bardzo ciężka – z pełnym magazynkiem pistolet maszynowy ważył aż siedem kilogramów, czyli zbliżał się raczej do kategorii erkaemów. Niezadowalająca była wytrzymałość broni w warunkach polowych, a rozwiązanie automatyki uznano za niepotrzebnie skomplikowane. No i najważniejsze – z analizy technologicznej wynikało, że wytworzenie jednego egzemplarza wymagać będzie czterokrotnie (!) większej liczby roboczogodzin niż w przypadku konkurenta…
Z kolei Szpagin, który uczył się i terminował u Diegtiariewa, podszedł do swojego projektu zupełnie inaczej. Uznał, że w pistolecie maszynowym przeznaczonym do masowego użycia, celność i skupienie będą kwestiami mniej istotnymi, a kluczowe staną się: niski koszt produkcji wielkoseryjnej, niezawodność i łatwość obsługi oraz utrzymania broni (nawiasem mówiąc, dokładnie z tych samych powodów kilka lat później inny konkurs wygra broń Michaiła Kałasznikowa).
Konstrukcja Szpagina była zatem zarówno wyjątkowo „technologiczna” (co tylko się dało, wytłaczano z grubych blach), jak i „ergonomiczna” – rozkładanie broni było bardzo proste i intuicyjne, a jej kluczowe wymiary, położenie celownika, przełączników itp. były identyczne jak w PPD-40, co bardzo upraszczało przeszkolenie żołnierzy na nową broń. W dodatku Szpaginowi udało się pogodzić zadowalające parametry taktyczno-techniczne z wyjątkową odpornością broni na oczekiwane trudne warunki służby, zwłaszcza w rękach dość prymitywnych użytkowników. To przeważyło i w grudniu 1940 podjęto oficjalną decyzję o przyjęciu jego konstrukcji na uzbrojenie, pod oznaczeniem „PPSz obr. 1941” (PPSz = „Pistoliet – Puliemiot Szpagina”).

Gieorgij S. Szpagin i jego PPSz. Ten egzemplarz wyprodukowano w roku 1944 w zakładach „Mołot” (Wiatskije Poliany). Widoczne wojenne modyfikacje – uproszczony celownik, muszka w zamkniętej osłonie, bakelitowy zderzak zamka itp. Na zdjęciach pokazano ukompletowanie z magazynkiem bębnowym oraz z magazynkiem łukowym. Fot. autora

Produkcję ulokowano w nowym zakładzie w Zagorsku pod Moskwą (Fabryka Nr 367), gdzie PPSz zaczęto wytwarzać od lipca 1941. Już po czterech miesiącach jednak, wobec postępów niemieckiej ofensywy, fabrykę ewakuowano do Wiatskich Polian, które stały się głównym i największym producentem tej broni (ponad 2 miliony sztuk). Wiatskije Poliany stały się odtąd także „udzielnym księstwem” Szpagina, który objął tam stanowisko Głównego Konstruktora. Nie zasłynął już na nim specjalnie jakimiś wybitnymi nowymi konstrukcjami, natomiast niestety wykorzystywał swoją pozycję do prób „utrącania” konkurencji, czego doświadczył na przykład Aleksiej Sudajew ze swoim pistoletem maszynowym PPS-42/43 (o czym więcej będzie przy okazji opisu historii tej broni).
Oprócz fabryki w Wiatskich Polianach (Zakłady „Mołot”), produkcję uruchomiono także w kilkunastu innych zakładach. Co ciekawe, sami historycy rosyjscy nie są obecnie w stanie jednoznacznie ustalić dokładnej ich liczby (niektóre mniejsze zakłady nie nanosiły na broni swoich „bić”, albo wytwarzały broń „pod szyldem” innych, większych wytwórców). Podobnie nie sposób też określić łącznej liczby wyprodukowanych PPSz – w każdym razie ocenia się ją na około pięć i pół miliona.

„Bałałajka”…
Wśród czerwonoarmistów broń szybko zaczęła być nazywana „Pepeszą” lub „Bałałajką”, zaś żołnierze niemieccy ochrzcili ja podobną nazwą – „Molotow-Gitarre” („Gitara Mołotowa”). Ci drudzy zresztą bardzo chętnie korzystali ze zdobycznych egzemplarzy, wielce sobie chwaląc ich niezawodność. „Mołotowskich gitar” w Wehrmachcie służyło zresztą tyle, że nadano im nawet oficjalny desygnat MP 717 (r).

„Pepesza” w zbiorach National Museum of Scotland w Edynburgu. Ten konkretny egzemplarz został w roku 1943 sprezentowany ówczesnemu brytyjskiemu ambasadorowi (sir Archibald Clark Kerr) przez Józefa Stalina. Fot. National Museums of Scotland, M.1991.123

W toku wojny w konstrukcji „Pepeszy” pojawiały się kolejne, choć w sumie niewielkie, modyfikacje – np. uproszczony celownik dwupołożeniowy w miejsce krzywkowego, zamknięta osłona muszki itp. Największą nowością było wprowadzenie w roku 1942 magazynków łukowych, tańszych i bardziej niezawodnych niż bębnowe (które pozostały w produkcji jeszcze do 1944). Magazynki bębnowe wymagały indywidualnego pasowania do konkretnego egzemplarza broni, a co gorsza, uciążliwie i powoli się je doładowywało. Dotychczasową jednostkę ognia – 142 naboje (dwa magazynki bębnowe – jeden przy broni i jeden w torbie) zastąpiono prawie identyczną – 140 nabojów (cztery magazynki łukowe – jeden przy broni i trzy w torbie).

Mniej znane „wariacje na temat pepeszy”. Od góry:

Wersja z lufą zakrzywioną pod kątem 30 stopni, przeznaczona do prowadzenia ognia z ukrycia. Chociaż znanych jest kilka zdjęć zarówno całej broni, jak i jej detali, ale poza tym że opracowano ją w roku 1945, a inspiracją miał być zdobyczny krzywolufowy StG-44, nie udało mi się natrafić na bliższe informacje. Fot. https://topwar.ru

„Ogniowy jeż” („Огненный ёж”), czyli bateria 88 „Pepesz” w komorze bombowej samolotu Tu-2Sz (wariant przeznaczony do zwalczania nieprzyjacielskiej piechoty z lotu koszącego). W ciągu pięciu sekund bateria wystrzeliwała 6 248 pocisków, po czym… należało wrócić samolotem na macierzyste lotnisko i mozolnie wymienić wszystkie magazynki na nowe (w tym celu cała „bateria” była opuszczana na specjalnych prowadnicach). Oczywiście po próbach zrezygnowano i z tego wynalazku. Fot. https://www.thefirearmblog.com

Po wojnie „Pepesze” produkowano na licencji w wielu krajach, m. in. w Polsce w radomskich Zakładach Metalowych im. Gen. Waltera (głównie na eksport do „krajów zaprzyjaźnionych”). W ludowym Wojsku Polskim wycofano je dość szybko, a jako powojenny standard przyjęto pistolety maszynowe Sudajewa. W każdym razie „Podręcznik szeregowca” z roku 1960 już nie wykazuje PPSz (czyli „pistoletu maszynowego wz. 41”) wśród etatowej broni polskiej piechoty, chociaż zalicza do niej jeszcze karabiny Mosina wz. 91/30 i wz.44.

„Pepesze” w powojennym Wojsku Polskim. Zdjęcie zamieszczone 3 października 1951 w tygodniku „Radio i Świat”. Oprócz dość dziwnego kształtu szyjki kolby, warto także zwrócić uwagę na czechosłowackie hełmy wz. 32 na głowach żołnierzy (hełmów tych używano w LWP do połowy lat pięćdziesiątych). Fot. Domena publiczna