Tuż po zakończeniu II wojny światowej i powrocie z wojennej emigracji (podczas której pracował m. in. w brytyjskiej Królewskiej Wytwórni Broni w Enfield), pan Dieudonne Saive objął ponownie stanowisko dyrektora technicznego i głównego konstruktora firmy FN z Herstal. Tam w pierwszej kolejności dokończył przedwojenny projekt karabinu samopowtarzalnego (którego dokumentacje wywiózł w roku 1940 Niemcom sprzed nosa). Karabinem tym był SAFN-49, przyjęty niebawem do uzbrojenia armii belgijskiej i kilkunastu innych krajów (głownie w Płd. Ameryce, na Bliskim Wschodzie oraz w Azji).
Wyboista droga do sukcesu
SAFN-49 miał jednak dwie słabe strony, z których zresztą Saive doskonale zdawał sobie sprawę. Po pierwsze, strzelał pełnowymiarowym nabojem karabinowym, a siły zbrojne wielu państw europejskich były coraz bardziej zainteresowane nowym rodzajem amunicji – nabojami pośrednimi (mocniejszymi od pistoletowych, ale słabszymi od karabinowych), takimi jak niemiecki 7,92 mm „Kurzpatrone”. Po drugie, strzelał wyłącznie ogniem pojedynczym, a taktycy domagali się by przyszła broń piechoty mogła prowadzić zarówno celny ogień pojedynczy, jak i seryjny (tu z kolei wzorcem były niemieckie „Sturmgewehry”).
Dlatego zanim jeszcze SAFN-49 trafił do produkcji, Saive już w roku 1946 przedstawił kolejny karabin, spełniający powyższe oczekiwania. Nowa broń zapowiadała się świetnie, ale pojawił się pewien problem – zaprojektowano i zbudowano ją właśnie pod wspomniany niemiecki nabój pośredni 7,92 mm, a w międzyczasie okazało się, że akurat tej konkretnie amunicji nikt nie zamierzał używać (może z wyjątkiem samych Niemców, ale ci po przegranej wojnie nie mieli w tej sprawie wiele do powiedzenia).
W tym samym czasie Brytyjczycy rozwinęli własne intensywne prace badawcze, mające na celu opracowanie „naboju idealnego”, który zastąpiłby ich wiekowe „trzysta trójki” (naboje karabinowe kalibru 0.303 cala, czyli 7,69 mm). W rezultacie powstał zupełnie nowy, rewelacyjny nabój 7 mm (0.280 cala), do którego opracowano dość futurystyczne karabiny E.M.1 oraz E.M.2. Jako „plan zapasowy” na wypadek niepowodzenia rodzimych konstrukcji, zaproponowano Saive’owi (który po latach wspólnej pracy w Enfield, cieszył się znacznym zaufaniem i szacunkiem Wyspiarzy) przeprojektowanie jego karabinu na nową amunicję brytyjską.
Wszystkie te plany i prace legły w gruzach, kiedy Amerykanie po utworzeniu NATO (w roku 1949) wymusili przyjęcie ich naboju karabinowego 7,62 x 51 mm jako standardu. Brytyjczycy, ufając w zdolności belgijskiego konstruktora, zaproponowali transakcję wiązaną – NATO przyjmie jako standard nabój amerykański, ale równocześnie i karabin Saive’a, który po kolejnej przeróbce miał być do niego dostosowany (jako, że karabiny brytyjskie E.M.1 i E.M.2 były tak bardzo zoptymalizowane pod nabój 0.280, że próby dostosowania ich do innej amunicji okazały się nazbyt kosztowne i czasochłonne).
Amerykanie niby wstępnie wyrazili zgodę, po czym przy pierwszej okazji wywinęli klasyczny numer. Po przyjęciu ich naboju, oświadczyli znienacka, że swoje siły zbrojne wyposażą we własne karabiny M14, a inni niech robią, co chcą. Na szczęście karabin belgijski (który w międzyczasie oznaczono „FAL” – „Fusil Automatique Léger” / „Lekki Karabin Automatyczny”) dostosowany do amunicji 7,62 x 51 NATO, okazał się tak udany, że większość pozostałych krajów Sojuszu zdecydowała się przyjąć go na uzbrojenie.
Donnerwetter, czyli nieoczekiwane konsekwencje niemieckiego entuzjazmu
Niespodziewanym źródłem nowego problemu w karierze FN FAL stali się Niemcy, chociaż zaczęło się od „miłych złego początków”. Nowo powstała Bundeswehra także chętnie przyjęła ten karabin jako standard (pod oznaczeniem „G1” – „Gewehr 1”), w rezultacie czego złożono pokaźne zamówienia w Herstal i zgłoszono zamiar zakupu licencji. Ku swojej konsternacji, w tej ostatnie kwestii Niemcy spotkali się z kategoryczną odmową Belgów. Od zakończenia wojny minęło niespełna 10 lat i pewne rany były jeszcze zbyt świeże. Owszem, wytwórnia FN nie miała nic przeciwko temu, by Republika Federalna Niemiec kupowała broń u nich (i płaciła za nią znaczne sumy), ale nie zamierzano udzielić zgody na jej produkcję u niedawnego okupanta, który uciekając w 1945 zdemolował zakłady FN i rozkradł ich park maszynowy.
Awantura o licencję skończyła się tym, że władze niemieckie nawiązały współpracę z Hiszpanią (czyli tak naprawdę z niemieckimi konstruktorami, którzy po 1945 zamieszkali w tym kraju) i na miejsce G1 przyjęły karabin CETME, którego produkcję uruchomiono w zakładach Heckler & Koch pod nazwą „G3” (desygnat „G2” otrzymał szwajcarski karabin SIG SG 510, który także Bundeswehra brała pod uwagę).
W międzyczasie Saive przeszedł na zasłużoną emeryturę, a dalszy rozwój FAL przejął od roku 1954 Ernest Vervier. Sam karabin natomiast święcił triumfy, zyskując coraz większą popularność. Produkowano go w licznych odmianach i przyjęto jako broń przepisową w kilkudziesięciu krajach na całym świecie. W dobie zimnowojennej konfrontacji, FAL dorobił się nawet kultowego określenia: „Right Arm of the Free World”.
„Koszerny”, czy jednak „trefny”?…
Wśród użytkowników tej broni, znaczące i dość wyjątkowe miejsce zajął Izrael. W drugiej połowie lat pięćdziesiątych jego siły zbrojne, zwane oficjalnie „Cawa ha-Hagana le-Jisra’el” („Siły Obronne Izraela”) podjęły decyzję o unowocześnieniu i standaryzacji swojego uzbrojenia, stanowiącego przedtem dość egzotyczną mieszankę. Jako podstawową broń piechoty wybrano pistolety maszynowe UZI własnej konstrukcji oraz belgijskie karabiny automatyczne FN FAL, nazwane w Izraelu „Romat” (skrót od „Rov’ve Mitta’enn” / „Karabin samoczynny”). W ślad za tą decyzją, obie zainteresowane strony wymieniły się licencjami – izraelski koncern IMI miał produkować belgijskie karabiny, a FN Herstal – pistolety maszynowe UZI na rynek europejski. Ponieważ jednak uruchomienie produkcji karabinów FAL na większą skalę zajęło IMI kilka lat, aż do roku 1961 większość izraelskich „Romat’ów” pochodziła z zakładów FN w Herstal.
„Romat’y” wyróżniały się charakterystycznym wyglądem, odróżniającym je od karabinów FN FAL używanych w siłach zbrojnych innych krajów – miały krótkie drewniane łoże przednie oraz perforowaną metalową osłonę komory i rury gazowej. Sama lufa nie posiadała urządzenia wylotowego i była przystosowana do mocowania miotacza granatów oraz do zakładania bagnetu typu „A”. Karabiny te początkowo przystosowane były zarówno do ognia pojedynczego, jak i seryjnego, ale niebawem pozbawiono je tej drugiej możliwości (uznając za niecelową), poprzez zablokowanie przełącznika rodzaju ognia.
Po blisko dwudziestu latach użytkowania i wobec opracowania własnego karabinu „Galil”, „Romat’y” zaczęto wycofywać z uzbrojenia. W międzyczasie wzięły one udział we wszystkich wojnach prowadzonych przez ten kraj w latach 1956-73 (od kryzysu sueskiego poprzez wojnę sześciodniową, lokalne „wojny na wyniszczenie”, aż po dramatyczną wojnę Yom Kippur). Oficjalnym powodem ich wycofania była słaba odporność na zapiaszczenie, co jednak niezbyt jakoś przeszkadzało przez lata ich służby. Co więcej, ponieważ Izrael nie był także zainteresowany skorzystaniem np. z doświadczeń brytyjskich, które skutecznie rozwiązały ten problem, można domniemywać, że rzeczywista przyczyna decyzji o wycofaniu FN FAL leżała gdzie indziej (i zapewne wiązała się z chęcią przejścia na używanie broni własnej konstrukcji).
Wersjom “calowym” karabinu FN FAL, używanym w wojskach Brytyjskiej Wspólnoty Narodów poświęcony będzie osobny artykuł.