Pistolet maszynowy Thompson. Część 3: Z naszego punktu widzenia…

      Możliwość komentowania Pistolet maszynowy Thompson. Część 3: Z naszego punktu widzenia… została wyłączona

Thompsony w polskich rękach
Mimo braku zainteresowania ze strony Wojska Polskiego (zob. cz. 2 artykułu), w drugiej połowie lat dwudziestych Policja Państwowa zakupiła dość niewielką liczbę Thompsonów M1921 (według różnych publikacji było to nie mniej niż 30 i nie więcej niż 100 sztuk), a wkrótce 16 egzemplarzy z tej partii trafiło także do Korpusu Ochrony Pogranicza.
Na większą obecność tej broni w polskich rękach przyszło czekać jeszcze kilka lat. Jako pierwsi otrzymali ją w roku 1942 polscy komandosi podczas szkolenia w Wielkiej Brytanii. Dużo większe ilości trafiły rok później w ręce żołnierzy II Korpusu Polskiego generała Andersa (od roku 1944 używano ich na froncie włoskim, m. in. podczas walk o Monte Cassino).

Po bitwie – pamiątkowe zdjęcie patrolu ppor. Kazimierza Gurbiela (drugi z lewej, w furażerce) z 1 szwadronu 12 Pułku Ułanów Podolskich, który jako pierwszy wszedł do ruin klasztoru na Monte Cassino. Żołnierz pierwszy z prawej uzbrojony jest w pistolet maszynowy Thompson M1928. Fot Imperial War Museum (nr katalogowy MH 1493), domena publiczna

W drugiej połowie wojny Thompsony zrzucano także w zasobnikach dla żołnierzy Ruchu Oporu w okupowanej Europie. W Armii Krajowej przyjęto je z mieszanymi uczuciami – broń sprawiała imponujące wrażenie, ale jak na potrzeby uzbrojenia partyzanckiego była… aż za dobra, a przede wszystkim strzelała nietypową amunicją, zupełnie niedostępną na miejscu. Za znacznie bardziej przydatne uznano brytyjskie „Steny” – mimo wszelkich wad, ich skrajna prostota umożliwiała naprawy (a nawet produkcję) w warunkach konspiracyjnych, a amunicja do nich znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki (Sten strzelał nabojem pistoletowym 9 mm Parabellum, powszechnie używanym w III Rzeszy). W tej sytuacji AK potraktowała Thompsony jako broń wsparcia – namiastkę ręcznych karabinów maszynowych. Postanowiono również wykorzystać je do uzbrojenia oddziałów likwidacyjnych, wykonujących wyroki na szczególnie niebezpiecznych przedstawicielach okupanta – ich siła ognia i skuteczna amunicja zdawały się predestynować je do tego rodzaju akcji.
Rzeczywistość okazała się nieco inna. Dwunastego lutego 1944 roku, na ulicy Brackiej w samym centrum Warszawy, żołnierz Kedywu AK, Stanisław Likiernik „Stach” wziął na muszkę komisarza warszawskich przedsiębiorstw miejskich Ernsta Dürrfelda. Niemiec, który pół roku wcześniej wyszedł cało z jednej próby zamachu, miał jednak szczęście i tym razem. Seria z Thompsona nie uczyniła mu najmniejszej krzywdy, a broń prawie natychmiast zacięła się i nie oddała już więcej ani jednego strzału…


Dopiero później, tego i następnego dnia udało się wyjaśnić i zrozumieć, co się naprawdę wydarzyło. Przed akcją „Stach” nie miał nigdy okazji strzelać z Thompsona, więc nie zdawał sobie sprawy z jego charakterystyk, zwłaszcza szybkostrzelności. W rezultacie broń „zgórowała” i posłała większość pocisków na wysokość pierwszego piętra (!), a poza tym wcale się nie zacięła – po prostu w ciągu niespełna dwóch sekund wystrzelała cały magazynek…

Żołnierze „Kolegium A” (jednostki Kedywu Okręgu Warszawskiego AK) na ul. Stawki (Wola) podczas Powstania. Pierwszy z lewej stoi Włodzimierz Denkowski (ps. „Kostek”), uzbrojony w Thompsona M1928A1 wczesnej produkcji. Zdjęcie wykonał 11 sierpnia 1944 Juliusz Bogdan Deczkowski [domena publiczna].

Takie sytuacje, połączone z niewielką liczbą Thompsonów będących do dyspozycji (w drugiej połowie roku 1943 na cały warszawski Kedyw AK przypadało ich aż… osiem) spowodowały ich wycofanie z działań bieżących. Krótki okres chwały tej broni w polskich rękach nastąpił podczas Powstania Warszawskiego, ale zarówno jej „homeopatyczne” ilości, jak i niewielkie zapasy amunicji uniemożliwiły jej odegranie jakiejś większej roli.

Z punktu widzenia kolekcjonera…
Thompson, broń o niepowtarzalnym wyglądzie oraz o ciekawej i zawikłanej historii, cieszy się niesłabnącą popularnością wśród kolekcjonerów, historyków-hobbystów, a także wśród sporej liczby strzelców.
Na rynku cywilnym, broń dostępna jest zarówno w postaci „ostrej” (przerobiona na samopowtarzalną), jak i „deko” (pozbawiona cech użytkowych). Spośród trzech producentów (Colt, Auto Ordance, Savage) najrzadziej spotykane i najcenniejsze są wyroby tego pierwszego. Składają się na to trzy przyczyny: Colt wyprodukował zaledwie ok. 15 000 egzemplarzy (z półtora miliona wszystkich), a poza tym wśród nich trafiają się i takie, które można historycznie powiązać ze sławnymi użytkownikami. Wpływa to oczywiście na cenę – przykładowo Thompson M1921 (prod. Colta) rzekomo używany przez zbrodniczy duet Bonnie & Clyde (chociaż nie ma co do tego stuprocentowej pewności) został kilka lat temu sprzedany na aukcji w USA za sto trzydzieści tysięcy dolarów… Ceny „zwykłych” M1921, jakie miałem okazje oglądać w Europie zaczynają się od pięciu – sześciu tysięcy Euro (w zależności rocznika i od stanu technicznego).
Poniżej, na przykładzie dwóch najczęściej spotykanych wojskowych modeli Thompsonów, postaram się przybliżyć „czytanie” znaków widocznych na broni oraz innych szczegółów, pod kątem informacji o danym egzemplarzu.
Pomocna jest w tym oczywiście literatura, zwłaszcza, że Thompsony (w odróżnieniu od wielu innych znanych i rozpowszechnionych wzorców broni) doczekały się bibliografii obfitej i stojącej na bardzo wysokim poziomie. Oprócz wydawnictw z epoki (instrukcje itp.), wśród współczesnych pozycji na pierwszym miejscu dominuje wielotomowa „The Thompson Encyclopedia” Tracie Hill oraz, tegoż autora „The Ultimate Thompson Book”. Kopalnią informacji o wojskowych Thompsonach jest także „American Thunder: Military Thompson Machine Guns” Franka Iannamico. Wśród dziesiątków innych wydawnictw, warto jeszcze zwrócić uwagę na „Great Britain. The Tommy Gun Story” Toma Davisa – fantastycznie udokumentowane opracowanie opisujące wszystkie aspekty „brytyjskich” Thompsonów: kontrakty, dostawy, rozliczenia, straty podczas konwojów (z dokładnością do numerów partii broni utraconej z danym statkiem!), procedury szkoleniowe, przydziały, kompletacje, oznakowania broni itp. Nie sposób także wymienić wszystkich stron internetowych oraz grup dyskusyjnych, mniej lub bardziej (i na różnym poziomie) związanych tematycznie z „dzieckiem” generała Thompsona…

Thompson M1928A1
Ten piękny egzemplarz Thompsona M1928A1 wyprodukowany został przez wytwórnię Savage Arms, o czym zaświadcza jego numer seryjny S-443787. Prefiks „S” oznacza właśnie wytwórnię Savage (broń wyprodukowana przez Auto Ordnance nosiła prefiks „AO”), a pierwsze cyfry numeru seryjnego wskazują na produkcję z lata 1942. Jest to tzw. „drugi wariant” produkcyjny (z kontraktu rządowego G-14 podpisanego 24 lutego 1942), charakteryzujący się m. in. zastosowaniem uproszczonego celownika przeziernikowo-szczerbinkowego Lyman typ „L” o dwóch nastawach – na 100 i 200 jardów. Około połowy roku 1942, począwszy od Thompsona nr S-500001 pojawił się „trzeci wariant”, w którym w celu dalszego uproszczenia produkcji, lufę pozbawiono użebrowania chłodzącego. Ponieważ ostatnie Thompsony wersji M1928A1 wyprodukowano w Savage we wrześniu 1942, więc biorąc pod uwagę wszystkie powyższe czynniki, datowanie prezentowanego egzemplarza można oszacować na okres podany powyżej.

Thompson M1928A1 nr S-443787. Widok ogólny, zbliżenie komory zamkowej, zbliżenie wylotu lufy [fot. autora]

Broń, chociaż z pewnością była co najmniej raz remontowana, jest w bardzo ładnym stanie wizualnym i technicznym (rzadko który Thompson dotrwał do końca służby z oryginalną pierwszą lufą, która dość szybko korodowała na skutek żrącego oddziaływania produktów spalania kiepskiego prochu z wojskowych nabojów 11,43 mm). Na ściankach komory zamkowej wyraźnie prezentują się informacje o producencie (formalnie „Auto Ordnance”) wraz z listą patentów oraz logotyp samej broni (napis „Thompson” wkomponowany w zarys pocisku). Podobnie bogate i wyraziste znakowanie zdobi osłabiacz podrzutu („kompensator Cutts’a”). Tuż za gniazdem magazynka widoczna jest sygnatura odbioru zakładowego – litery „GEG” w okręgu (inicjały George E. Goll’a, formalnego kontrolera, chociaż faktycznie odbioru zazwyczaj dokonywał i znak ten umieszczał któryś z jego pomocników). Obok równie wyraźnie widać sygnaturę odbioru wojskowego „RLB” (inicjały płk Ray L. Bowlin’a, kierującego w latach 1940-42 zespołem wojskowych kontrolerów odbioru). Tuż obok, słabiej widoczny jest fragment znaku potwierdzenia przyjęcia broni na stan U.S. Army („płonący granat”).
Prezentowany egzemplarz ukompletowany jest z magazynkiem dwudziestonabojowym typowym dla M1928A1, a sygnowanym przez „Auto Ordnance” (w rzeczywistości produkował je kolejny podwykonawca – firma „United Specialties Co.”). Otwory w lewej ściance magazynka służyły do szybkiej oceny ilości nabojów.
Co do wojennych i powojennych losów tego Thompsona, to poza samym faktem, że służył w wojsku i był używany dość intensywnie (skoro przeszedł remont), trudno powiedzieć coś więcej. Wygląda na to, że nie trafił do sił brytyjskich w ramach „Lend-Lease”, gdyż wówczas najpewniej zmieniono by mu położenie zaczepów pasa nośnego. Mógł natomiast znaleźć się w ZSRR (Thompsonów nie dostarczano tam osobno, ale w każdym z amerykańskich czołgów znajdował się jeden przepisowy, a czołgów tych dostarczono Armii Czerwonej dość sporo), albo mógł trafić po wojnie do Jugosławii (Amerykanie przekazali rządowi Tito kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy). Niestety, niektóre fragmenty swojej historii ten Thompson postanowił zachować dla siebie…

Thompson M1A1
W wrześniu 1942 wytwórnię Savage Arms opuścił Thompson M1 o numerze seryjnym 113830. W tym modelu przestano stosować prefiks „S”/”AO” identyfikujący wytwórcę, ale ustalenie miejsca powstania danego egzemplarza jest możliwe w inny sposób. Podobnie, jak w przypadku poprzedniego Thompsona (M1928A1), na broni nabito wszystkie typowe oznaczenia, w tym sygnaturę odbioru zakładowego „GEG” oraz sygnaturę odbioru wojskowego – w tym przypadku „FJA” (inicjały płk Franka J. Atwood’a, od roku 1942 do końca wojny szefa wojskowych kontrolerów przydzielonych właśnie do wytwórni Savage). Wygląda również, że broń ta służyła na froncie (i to raczej w barwach amerykańskich, gdyż modeli M1 i M1A1 praktycznie nie dostarczano aliantom, poza dość niewielkimi dostawami dla jednostek Wolnej Francji). Pośrednim dowodem na jej bardzo intensywne użytkowanie jest fakt, że przeszła remont kapitalny. Przy jego okazji (albo nawet wcześniej) broń doprowadzono do standardu M1A1 (symbol „A1” jest dobity nieco krzywo, w dodatku numeracja oryginalnych fabrycznych M1A1 zaczyna się od 320001). Miejscem wykonania wspomnianego remontu kapitalnego był należący do Armii USA arsenał Mount Rainer (litery „MR” nabite na kolbie). Thompsony, które stamtąd wychodziły, były jak nowe, a ich powierzchnie zewnętrzne fosfatowano, co nadawało im charakterystyczny kolor. Co ciekawe, inną specyficzną cechą większości Thompsonów wyremontowanych w Mount Rainer była ich… niezgodność numeryczna. Podczas tych remontów kompletowano je używając najlepiej zachowanych podzespołów pochodzących z różnych dostarczonych uszkodzonych czy zużytych egzemplarzy i zupełnie przy tym nie przejmowano się doprowadzeniem ich oznaczeń do formalnej zgodności. Obowiązującym numerem był ten z komory zamkowej, a wszelkie inne znajdujące się na innych podzespołach (np. na zespole mechanizmu spustowego itp.) należało po prostu ignorować. Skądinąd prowadziło to do uciążliwych pomyłek w jednostkach, ale jakoś nad tą niedogodnością przechodzono do porządku dziennego, tym bardziej, że po wojnie Thompsony dość szybko wycofano z uzbrojenia amerykańskich wojsk i sprzedano (lub przekazano bezpłatnie) siłom zbrojnym i paramilitarnym kilkudziesięciu krajów.

Thompson M1A1 nr 113830. Widok ogólny, zbliżenia komory zamkowej. Warto zauważyć zmianę wyglądu gniazda magazynka – to w M1 jest „płytsze” niż w M1928A1 i nie ma już wyfrezowanych półokrągłych prowadnic, umożliwiających podpięcie „bębna” (wcześniej wsuwanego z boku) [fot. autora]

Pistolety maszynowe M1 oraz M1A1, w odróżnieniu od M1928A1 kompletowano przede wszystkim z magazynkami 30-nabojowymi. Ten prezentowany na zdjęciach wyprodukowany został przez wytwórnię „The Seymour Products Co”.
Widoczny na zdjęciu pas nośny broni, to oryginalny drugowojenny „M3 Sling”, opracowany w roku 1941 specjalnie dla pistoletów maszynowych Thompson i będący skróconą odmianą pasa nośnego „M1917 Kerr Sling”, przeznaczonego dla karabinów (uwaga: desygnat pasa „M3” nie miał żadnego związku z pistoletem maszynowym M3 „Grease Gun”, który opracowano rok później).


Obecnie większość Thompsonów M1928A1, M1 oraz M1A1 dostępnych na rynkach kolekcjonerskich w Europie, wywodzi się z dawnych zapasów brytyjskich, z byłej Jugosławii oraz (do 2014) z magazynów post-sowieckich (zwłaszcza ukraińskich).

[Poprzednia część artykułu dostępna jest tutaj]